wtorek, 29 listopada 2016

Pizza z kabanosami i oliwkami

Pizza gości u nas w chatce co najmniej raz w tygodniu, bo ją uwielbiamy. Zazwyczaj od razu robimy 2 sztuki, żeby przypadkiem nie brakło i wcinamy za jednym posiedzeniem do filmu ;-) Ciasto w smaku przypomina mi nieco bardziej wilgotne w środku krakersy z chrupiącą skórką. Jest kruchutkie i bardzo smaczne! :-)


Składniki na podkład pizzy:
  • 380 g mąki pszennej
  • 1/4 szk. oleju
  • 1/2 szk. wody
  • 1 jajko
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 1/2 łyżki oregano
  • 1/2 łyżki tymianku
  • 1/2 łyżeczki soli
Składniki na sos:
  • 1/3 puszki pomidorów (takich w całości)
  • 1/3 łyżeczki soli
  • 1/2 łyżeczki suszonego czosnku lub 2 ząbki świeżego
  • 1 łyżeczka bazylii
  • 1/2 łyżeczki chili w proszku
  • szczypta pieprzu
Wszystkie składniki sosu zmiksować na gładką masę, odstawić do późniejszego użycia.

Dodatki:
  • kabanosy
  • oliwki 
  • starty ser żółty (ilość i rodzaj uzależnione od preferencji zjadacza :-P)


***
Sposób przygotowania:

Wszystkie składniki wrzucamy do miski, zaczynając od mąki. Mieszamy łyżką do wstępnego połączenia, potem zaczynamy wyrabiać ciasto ręcznie. Ciasto nie powinno się mocno kleić do reki i miski, więc w razie potrzeby należy dosypać troszkę mąki. Jak będzie już jędrne i sprężyste, ciasto wykładamy na blat/stolnicę podsypaną mąką i rozwałkowujemy na  ładne i w miarę równe kółeczko (lub kanciaste jak u mnie :-P).
Układamy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia. Smarujemy równomiernie sosikiem, posypujemy pokrojonymi w plasterki oliwkami i kawałeczkami kabanosów, kończąc warstwą sera. Piekarnik nagrzewamy do 170°C ustawiając dolne grzanie i termoobieg.
Pizzę wkładamy na 15 minutek i już! Chwila na ostygnięcie, pokrojenie i można cieszyć się świeżą, chrupiącą, domową, a co najważniejsze przepyszną pizzą! :-)

Smacznego!

Pozdrawiam cieplutko,
Żarłomira


niedziela, 27 listopada 2016

Sól z chili

Na dzisiejszym rynku można spotkać masę rodzajów urozmaicanych smakowo soli za wcale nie małe pieniążki.
Spróbowałam więc zrobić sobie taką piękną sól, oczywiście w wersji ostrej i jestem zachwycona!
Polecam bardzo bardzo, próbujcie swoich sił w urozmaicaniu swoich soli! :-P

Składniki:
  • 1 kg soli gruboziarnistej morskiej
  • 6-7 papryczek chili
***
 
 Sposób przygotowania:

Papryczki myjemy, przecinamy na pół, wyciągamy gniazdka nasienne. Tak pięknie przygotowane papryczki wrzucamy do malaksera i szatkujemy praktycznie na konkret papkę! Im więcej puści soku, tym lepiej, bo będzie chętniej dzielić się nim z naszą solą ;-)
Następnie wsypujemy do papryczkowej miazgi naszą sól - mielimy chwilkę (moja chwilka była zbyt długa i wyszła mi pół na pół sól drobno- i gruboziarnista). Potem jeszcze chwilkę mieszamy ręcznie, żeby oba składniki ładnie się ze sobą połączyły i taką mokrą sól przesypujemy na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia. Odstawiamy na 24 h w ciepłe miejsce do wysuszenia. Od czasu do czasu można ją przemieszać, żeby szybciej oddawała wodę. Oczywiście czas może ulec skróceniu lub wydłużeniu w zależności od warunków temperaturowych panujących w waszych domkach.
Po wysuszeniu powstałe grudki rozgniatamy na drobniejsze i przesypujemy do szczelnego słoiczka.
Warto poświęcić troszkę czasu na przygotowanie takiej chili-soli, ponieważ zawsze bardziej wzbogaci smak Waszych potraw niż taka zwykła sól, no i świetnie wygląda! - u nas leży na wierzchu bo aż żal ją chować do szafki :-P

Pozdrawiam cieplucho,
Żarłomira

sobota, 26 listopada 2016

Kanapki z jajkami w koszulkach

Dzisiaj propozycja śniadaniowa. Podałam Wam przepis na buły ze słonecznikiem, więc możecie sobie teraz na takiej ziarnistej posadzić jajeczko, ale w koszulce - zdrowsza, mniej kaloryczna wersja zwykłego sadzonego, bardzo smaczna i pożywna.

 
Składniki:
  • bułka ziarnista
  • 2 liście sałaty lodowej
  • pomidor
  • ogórek
  • 2 jajka


Sposób przygotowania:

Kanapka to w sumie prosta sprawa, ale jajko w koszulce nie zawsze mi wychodziło. Zagotujcie sobie wodę w małym garnuszku. Wody nie powinno być za mało, jajeczko powinno mieć odpowiedni jej poziom, by mogło sobie popływać :-P  Dolewamy do wody 2 łyżki octu i czekamy aż woda zacznie się gotować. Należy wtedy zmniejszyć poziom mocy grzania, aby woda nie bulgotała. Jajko wbijamy ostrożnie do niewielkiej miseczki (żółtko musi pozostać całe). Małą łyżeczką zaczynamy intensywnie mieszać w koło centralnego punktu garnka wodę tak, by wytworzył się wir. W ten właśnie wirek zdecydowanym ruchem należy wlać nasze jajeczko i odczekać 3 minutki. Po tym czasie wyciągamy jajo przy pomocy łyżki cedzakowej, pozwalamy nadmiarowi wody odcieknąć i kładziemy je na wcześniej przygotowanej połówce bułeczki ziarnistej z sałatą, pomidorkiem i ogórkiem. Na koniec doprawiamy niewielką ilością soli, pieprzem, dla lubiących ostrości - chili ;-) I już!! 
Smaczne, zdrowe i na ciepło :-D

Pozdrawiam,
Żarłomira

piątek, 25 listopada 2016

Bułeczki ze słonecznikiem na zakwasie

Jak już ostatnio pisałam, pora na pieczywka na zakwasie. Przepis na zakwas znajdziecie TUTAJ.
Bułeczki są bardzo mocno "zbite" w środku, dlatego też świetnie nadają się na śniadanko. Są sycące dzięki czemu taką jedną można się konkretnie najeść :-) Są zdrowe i co ważne - wiecie co się w nich znajduje, więc zero zaskoczenia typu zgaga :-) Skoro już pogadałam, zaczynajmy!

Składniki:
  • 500 g mąki żytniej pełnoziarnistej
  • 300 g mąki pszennej pełnoziarnistej
  • 500 g mąki pszennej (typ 450)
  • 200 ml zakwasu żytniego
  • 50 g płatków owsianych + nieco do posypania
  • 50 g drożdży np. "Babuni"
  • 700 ml letniej wody
  • 2 konkretne łyżki oleju rzepakowego
  • 1 czubata łyżka soli 
  • 1 łyżka słodkiej papryki
  • 1 łyżeczka tymianku
  • 1 łyżeczka pietruszki
  • 50 g siemienia lnianego
  • 220 g słonecznika łuskanego
  • łyżeczka kminku mielonego kminku (jak ktoś nie przepada, można pominąć)

Sposób przygotowania: 

Do dużej miski wlać zakwas żytni, dolać wodę i wymieszać. Dorzucić rozdrobnione drożdże, mieszać do momentu aż się ładnie rozpuszczą. Na patelni podpiec słonecznik do momentu aż stanie się chrupiący. Pamiętajcie o mieszaniu, żeby się nie spalił. Odczekać moment, by trochę ostygł i wsypać do miski z zakwasem razem z siemieniem, solą, papryką, tymiankiem, pietruchą, kminkiem i olejem rzepakowym. Wszystko dokładnie wymieszać, wsypać mąkę pszenną, żytnią i płatki owsiane. Zamieszać łyżką do wstępnego połączenia się składników i przejść do wyrabiania ręcznego. Po dokładnym wyrobieniu przykrywamy miskę z ciastem ściereczką i odstawiamy do wyrośnięcia w ciepłe miejsce na 2 godzinki. Jeżeli macie chłodno w domu, możecie podgrzać piekarnik do ok 35-40°C i tam wstawić Wasze ciasto :-) Na pewno poczuje się bardziej komfortowo, dzięki czemu ładnie się zrelaksuje i rozrośnie. Ciasto powinno  mniej więcej podwoić swoją początkową objętość.
Po czasie leżakowania w ciepełku, wykładamy nasze ciasto na oprószony mąką blat/stolnicę (czym tam dysponujecie) i wyrabiamy dokładnie, w razie potrzeby podsypując mąką. Uformować 25-30 bułek (ilość uzależniona od wybranego przez Was kształtu). Cześć lub wszystkie posypać płatkami (troszkę je docisnąć by nie opadły). Poukładać na blachach wyłożonych papierem do pieczenia i odstawić do wyrośnięcia na ok 40-50 minut. Piekarnik nagrzać do 210°C. Bułeczki piec ok 20 minut. Powinny się ładnie przyrumienić, wtedy wyciągamy nasz wypiek i studzimy na kratkach.

Smacznego! 


Pozdrawiam Was ciepło,
Żarłomira

czwartek, 24 listopada 2016

Serek kanapkowy z oliwkami i chili

Śniadanie to podobno najważniejszy posiłek w ciągu dnia. Ja ogólnie nie przepadam za mozolnym przygotowywaniem śniadań, więc lubię od czasu do czasu przygotować sobie serek kanapkowy, który bardzo upraszcza ekspresowe podejście do smacznych śniadań ;-)

Składniki:
  • 200 g chudego twarogu
  • 6 szt. zielonych marynowanych oliwek
  • 1/3 łyżeczki czosnku w proszku
  • 1/2 łyżeczki przypraw piri piri herb&spice blend (w skład mieszanki wchodzą głównie: suszone chili, chili w proszku, suszona cebula, czosnek, pieprz czarny, kumin, pieprz cayenne, pieprz kolorowy)
  • łyżeczka majonezu lub śmietany 18%
  • sól
  • świeżo zmielony pieprz

 ***

Przygotowanie:

Wszystkie składniki wrzucić do blendera, dokładnie zmiksować i cieszyć się smakiem przygotowanego przez siebie serka śniadaniowego! :-P
Prosty a z powodzeniem zastąpi wszystkie "gotowce", które znajdujecie na co dzień w lodówkach sklepowych. A co najważniejsze nie zawiera konserwantów, wzmacniaczy smakowych, utrwalaczy, tych wszystkich witaminek E... Samo zdrówko!

Pozdrawiam cieplutko,
Żarłomira

środa, 23 listopada 2016

Zakwas chlebowy żytni


Zanim przejdę do przepisów na chlebki i bułeczki na zakwasie, chciałabym napisać kilka słów na temat bazy, jaką jest właśnie zakwas chlebowy.
Przepis na zakwas chlebowy nie jest trudny, jednak mimo wszystko proces fermentacji zakwasu przebiega różnie. W dużej mierze zależny jest od rodzaju (typu) użytej mąki, jej producenta oraz warunków w jakiś fermentacja zakwasu przebiega, przede wszystkim chodzi tu o temperaturę procesu.

Przebieg powstawania zakwasu wyprowadzę w punktach, gdyż wg mnie jest to niewątpliwie najprostsza forma.

1. W tym etapie potrzebować będziemy:
  • litrowy wyparzony słoik
  • 100 g mąki żytniej pełnoziarnistej
  • 150-200 ml ciepłej wody 
Mąkę wsypujemy do słoika, dolewamy wodę zaczynając od 150 ml i dokładnie mieszamy do uzyskania jednolitej konsystencji. Masa powinna przypominać konsystencją gęstą śmietanę. Jeżeli jest bardziej ciastowata, należy dolać resztę wody i znów dokładnie wymieszać. Tak przygotowany zakwas we wstępnej fazie przykrywamy ściereczka i odstawiamy na 24 godziny w ciepłe miejsce.

2. Do tego etapu potrzebne nam będą:
  • 50 g mąki żytniej pełnoziarnistej
  • 50 ml ciepłej wody
Po 24 godzinach zakwas praktycznie nie zmieni wyglądu, może jedynie wyglądać na nieco bardziej pulchny. Jednak jeżeli nie będziecie widzieli różnicy, nie ma się czym przejmować i należy przystąpić do następnego etapu. Dodajemy więc mąkę i ciepłą wodę do naszego słoiczka, znowu intensywnie mieszamy do uzyskania jednolitej masy, jak w poprzednim etapie konsystencja ma przypominać gęstą śmietanę. Znów przykrywamy ściereczką i odstawiamy na kolejne 24 godziny w ciepłe miejsce.

3. Tym razem potrzebować będziemy:
  • 50 g mąki żytniej pełnoziarnistej
  • 35 ml ciepłej wody
Po dwóch dobach na powierzchni zakwasu powinny pojawiać się już pierwsze pęcherzyki powietrza. U mnie było ich tak malutko, że zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem czegoś nie spaprałam, jednak jak już wcześniej wspominałam, wszystko zależy od warunków, w jakich hodujemy nasz zakwas, a u mnie w tamtym czasie było dość chłodno, więc fermentacja nie przebiegała burzliwie. Jednak wydaje mi się, że dzięki temu wyszedł mi na tyle dobrze, że do tej pory jestem z niego bardzo zadowolona.
Do naszego słoiczka wsypujemy mąkę i dolewamy wodę. Znowu mieszamy do uzyskania śmietanowej konsystencji. Tym razem odstawiamy słoik z zakwasem na 12 godzin w cieplutkie miejsce, nie zapominając o przykryciu ściereczką.

4. Czwarty i ostatni już etap produkcji zakwasu. Potrzebować będziemy:
  • 50 g mąki żytniej pełnoziarnistej
Tym razem na powierzchni zakwasu powinno być już widać dobrze zarysowane pęcherzyki powietrza, co świadczy o prawidłowo przebiegającym procesie fermentacji. Wsypujemy wiec mąkę do słoiczka z zakwasem, dokładnie mieszamy i odstawiamy przykryty ściereczka na kolejne 12 godzin.
Na tym etapie zakwas wg wielu poradników powinien mieć już kwaskowaty zapach, jednak nie jest to reguła, ponieważ mój zakwas pachniał ślicznie alkoholem :-D

Po ostatnich 12 godzinach zakwas można użyć już do pierwszego wypieku, jednak jest to jeszcze słabiutki zakwasik i teraz zacznie się dopiero jego droga dojrzewania, która potrwa kilka miesięcy. Po tym czasie będziecie mieli już własny mocny i dojrzały zakwas, czego wam bardzo serdecznie życzę :-)

Pamiętajcie, by po użyciu zakwasu wstawić go do lodówki. Do przykrycia słoika można użyć jak do tej pory ściereczki, jednak ja swój przykrywam pokrywką, pamiętając by jej nie zakręcać, jedynie położyć na wierzchu słoika.
Młody zakwas wymaga na początku dość częstego dokarmiania. Na początku dokarmiałam swój co 2-3 dni. Aby zakwas dokarmić, wyjęty z lodówki słoik trzeba zostawić w ciepłym, nieprzewiewnym miejscu na ok. 2 godzinki, żeby nabrał temperatury powiedzmy pokojowej i troszkę "ruszył". Następnie wsypujemy do słoiczka czubatą łyżkę mąki żytniej pełnoziarnistej i ok. 2 łyżki letniej wody - dokładnie mieszamy, żeby nie pozostawały grudki i znowu odstawiamy na jakiś czas w ciepłe miejsce, żeby zakwas znowu pokrył się pęcherzykami powietrza i troszkę nam wyrósł - po tym właśnie poznamy, że się posila i zaczyna znów pracować :-) Jak nam ruszy to odstawiamy go znów do lodówki, ewentualnie odlewamy część do miseczki i działamy z chlebkiem, a resztę w słoiku chowamy do lodówki.

Po około 2-3 tygodniach zakwas dokarmiać można tak co 4 dni, a po kilku miesiącach 1 raz w tygodniu.
Warto poświęcić takiemu zakwasowi nieco uwagi i zatroszczyć się o niego nieco, bo potem potrafi się niesamowicie odwdzięczyć, zapewniam - wiem to z doświadczenia :-)

Z mojej strony na dziś to już wszystko, bardzo polecam spróbowanie swoich sił w produkcji zakwasu no i oczywiście chlebkach, bo nie ma nic fajniejszego, niż udany chlebowy wypiek - mniam! :-)

Pozdrawiam,
Żarłomira

wtorek, 22 listopada 2016

Kaszanka w wersji obiadowej


Dziś kaszna na szybko! Jest to bardzo fajny przepis, stosowany u mnie w chatce szczególnie w przypadkach, gdy nie posiadamy pomysłu na jakiś bardziej złożony obiadek, a w zamrażalniku czeka kaszaneczka. Wtedy tytułowa bohaterka dzisiejszego tematu wyciągnięta zostaje w czeluści zamrażalnika, rozmrożona w kuchence mikrofalowej na tyle, by można było ją pozbawić skórki. Flaczka (jak to mawia mój Małżonek) ściągamy koniecznie!

Składniki na 2 porcje:
  • 5 kawałków kaszanki
  • 3 średnie cebulki
  • curry
  • czosnek w proszku
  • tymianek
  • sól chili 
  • pieprz
Przygotowanie:
Na początek przygotowujemy kawałki folii aluminiowej o długości koło 40-45 cm długości. Ważne, by kaszankę zawinąć tak, aby od spodu znajdowały się dwie warstwy folii, dzięki czemu bez problemu przetransportujemy paczki na blachę, a po pieczeniu na talerz. Jakieś 7 cm od krawędzi folii układamy 3 kaszanki (2 sztuki na mniejszą). Kaszanki posypujemy curry, na wierzchu rozkładamy cebulkę pokrojoną w krążki. Posypujemy całość tymiankiem, solą z chili, pieprzem i czosnkiem w proszku. Owijamy kaszany ściśle w folią aluminiowej i zakładamy jej brzegi tak, by utworzyły coś w rodzaju koperty. Tak zapakowane porcje wrzucamy do piekarnika nagrzanego do 160-170 °C na ok 20 minut.
Po tym czasie wyciągamy obiadki, rozcinamy folię po środku i polewamy niewielką ilością musztardy i ketchupu. Dla lubiących chlebek można dodać ok 2-3 kromeczek na porcję.


Polecam wypróbowanie tego przepisu zarówno wszystkim uwielbiającym kaszanki jak i tym, którzy nie są do tego produktu przekonani - uwierzcie, całość jest pyszna, smakowo zrównoważona i bardzo gorąco ją polecam na szybki, smaczny obiadek!

Pozdrawiam,
Żarłomira

poniedziałek, 21 listopada 2016

Chlebek z chili


Ten chlebek jest propozycją dla lubiących nieco ostrzejsze pieczywko, chociaż moim zdaniem wcale nie był aż tak pikantny. Po prostu pięknie pachnie chili i na tym zakończę swoje osobiste wywody na dzień dzisiejszy :-)

Składniki:
  • 400 g mąki pszennej (typ 450)
  • 200 g mąki pełnoziarnistej żytniej
  • 50 g świeżych drożdży
  • 400 ml wody
  • łyżeczka słodkiej papryki
  • 3 suszone papryczki chili
  • 4 ząbki czosnku
  • 1,5 - 2 łyżeczek soli
  • 1 łyżeczka kminku (opcjonalnie)
Przygotowanie: 

Drożdże rozpuścić w 150 ml wody. Dodać tyle mąki, by zaczyn miał konsystencję gęstej śmietany. Całość oprószyć mąką, przykryć ściereczką i odstawić na ok 25 minut w ciepłe miejsce. Suszone papryczki rozdrobnić w moździerzu, czosnek obrać i drobno posiekać. Paprykę słodką, rozdrobnioną suszoną chili, sól, czosnek i kminek dodać do wyrośniętego już zaczynu. Wszystkie składniki wymieszać, dodać mąkę i stopniowo dolewając wodę (ilość dolanej wody zależy od rodzaju mąki - niektóre chłoną jej mniej, niektóre więcej) wyrabiać na gładkie ciasto, które nie będzie kleiło się do miski. Po zagnieceniu miskę z ciastem przykryć ściereczką i odstawić do wyrośnięcia w ciepłe miejsce  na ok. 30 minut.
Piekarnik nagrzać do 190°C. Uformowany okrąglutki bochenek ułożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia przyprószonym mąką. Piec 40-50 minut w środkowej części piekarnika bez termoobiegu, od czasu do czasu doglądając chlebka.
Po upieczeniu wyjąć z piekarnika i pozostawić na kratce do wystygnięcia. 

Smacznego!

piątek, 18 listopada 2016

Upss.. USTERKA!

Więc co to się porobiło? Hmm.. 
W naszej chatce powstała dziura! Tak, tak, dziura! Jak w reklamie piany na piwie - na całe dwa palce!! A co najciekawsze, nawet bym o tym nie wiedziała gdyby nie fakt, że po zejściu do piwnicy na piecu zauważyłam warstewkę usypanej równiutko sadzy.. I tak sobie myślę, skąd mi to przywiało, przecież komin cały, piec też w jednym kawałku, wieczka dobrze poprzykręcane, więc jakim to niby cudem?! 
Jest za piecem kanał wchodzący w komin, a na jego wierzchu mini mini szyberek, więc szybko zwaliłam winę na jegomościa, jednak jako że jestem człowiekiem beznadziejnie ciekawskim jeżeli chodzi o takie przypadki i muszę każdą sytuację dokładnie wybadać, poszłam z problemem nieco dalej. 
Wiecie, chciałam wykluczyć wszystkie inne możliwości :-P

W rezultacie okazało się, że drzwiczki kominowe na zewnątrz budynku tak bardzo przerdzewiały, że wygryzła się w nich dziurka. Demontaż nie był trudny, ponieważ w sumie drzwiczki zostały mi w rękach po lekkim szarpnięciu. W następstwie tych działań zostałam z inną dziurką, tym razem taką na ok 14x16 cm. Wzdychnęłam i poszłam w poszukiwaniu czegoś, czym można by to było zatkać.
Dostępne były bloczki gazo-betonowe, jakieś marne cegły i odłamek pustakowej ściany, na której docięcie jakoś dziwnym trafem zabrakło mi pomysłów, a może to był brak chęci? Hmm.. Zostawiłam ten temat i zabrałam się do roboty. Wybrańcem został bloczek, bo to fajny materiał, lekki, bez problemu można go sobie dociąć piłą do drewna czy metalu na odpowiedni wymiar.
Jedynym problemem, który zaprzątał mi myśli było to, że co ja niby zrobię, jak mi ten klocek w trakcie montażu wpadnie do komina?! Przezorny zawsze ubezpieczony - ok 0,5 cm od krawędzi ponabijałam po 2 gwoździki na każdym z czterech boków, dzięki czemu bloczek zakotwiczył mi się na nierównościach otworu. Do wklejenia użyłam zaprawy murarskiej - jedynego prawidłowego materiału budowlanego do kominów. A bloczki na bank do tych materiałów nie należą! No cóż, na chwilę obecna musi wystarczyć, bo przecież dziury w kominie nie zostawię, a z czasem zamienię gazo-betoniaka na bardziej odpowiedni materiał. Teraz tylko robię obchód co czas jakiś, żeby sprawdzić jak się miewa ta moja łatka, czy jeszcze jest na swoim miejscu, czy już leży i odpoczywa na chodniku, a w kominie dwa otwory wylotowe.. ;-)
Trzymam kciuki za tego malca i niech MOC będzie z nim w tych ciężkich dla niego chwilach! :-)

A ja Was z tego miejsca cieplutko pozdrawiam, nie życząc dziurawych kominów w miejscach do tego nieprzystosowanych :-P ZDRÓWKA moi Drodzy!

Wasza Żarłomira

czwartek, 17 listopada 2016

Suszone pomidory w ziołach

Już od dawna chciałam spróbować zrobić suszone pomidorki sama, więc kiedy nadarzyła się sposobność i z Mężem zakupiliśmy skrzynkę pomidorów w bardzo korzystnej cenie, nie pozostało mi nic, jak tylko sprawdzić swoich sił w pomidorowej materii. Wyczytałam też, że pomidorki o wydłużonym kształcie są bardziej mięsiste i zawierają mniej wody niż takie pospolite okrągłe. Dlatego  też takich poszukiwaliśmy.


Składniki:
  • 4-5 kg pomidorów
  • sól
  • zioła: tymianek, bazylia, oregano, rozmaryn
  • główka czosnku
  • olej rzepakowy
  • 4 łyżki octu

 Przygotowanie:

Pomidorki dokładnie umyłam, przekrajałam zazwyczaj na 1/2, ponieważ w ogromnej przewadze były one średniej wielkości. Jak trafi się jakiś większy, dobrze jest go ciachnąć na 4 części. Powycinać miejsca po ogonku i wyjąć łyżeczką nasionka. Dobrze jest te "wnętrzności" wrzucać do jakiejś miseczki, bo z tych resztek po przetarciu przez sito można mieć dobrą początkową pomidorową bazę pod zupkę :-)
Blachę wykładamy papierem do pieczenia i układamy na niej dość gęsto pomidorowe łódeczki. Posypujemy je solą, ja osoliłam je dość intensywnie, bo lubię słoności, ale wszystko jest oczywiście kwestią gustu.
Wyszło mi 2 blachy, więc obie wstawiłam do nagrzanego do 80 stopni C piekarnika na ok 3h z uchylonymi nieco drzwiczkami. Dobrze jest co jakiś czas zerknąć, czy pomidory nie spiekają się zbytnio, czy też może cały proces przebiega zbyt wolno, wtedy trzeba dodać lub ująć kilka stopni. Ważne, żeby się Wam nie spaliły, czy nie wysuszyły na wiór. Moje wyszły jeszcze dość mocno mięsiste, ale zaczęły im się mocno spiekać brzegi, więc w tym momencie wyjęłam je z piekarnika. Po spróbowaniu były pyszne, intensywne w smaku i bardzo aromatyczne.
Dałam im nieco odetchnąć, potem przesypałam wszystkie do miski, obsypałam baaardzo mocno przyprawami i polałam 4 łyżkami octu. Wszystko dokładnie wymieszałam i zaczęłam upychać w wyparzonych wcześniej słoiczkach. Ważne, żeby wypełniły max 2/3 słoika, bo po zalaniu olejem i tak podnoszą się trochę do góry. Dodajcie też po ok 2-3 ząbki czosnku na słoiczek, ładnie dodatkowo zaromatyzują Wasze pomidorki. Olej podgrzewamy tylko do momentu jak zaczną się pojawiać pęcherzyki powietrza - ja wiem, że to nie jest prosta sprawa, ale każdorazowo wyczucie tego momentu będzie Wam wychodziło coraz lepiej. 
Przechodzimy do zalewania naszych pomidorasków! Słoiczki poukładałam w wysokim garnku, bo jednak obawiałam się, że przesadzę z temperaturą oleju i słoiczek może mi pyknąć - wolałam nie ryzykować. Słoiki zalewałam powoli i tu ważna sprawa - zalejcie aż po sam początek gwintu słoika, bo bardzo istotną rzeczą jest dokładne przykrycie pomidorów. Dzięki temu zmniejsza się ryzyko popsucia zawartości słoiczka.
Słoiczki mocno zakręcamy, odwracamy do góry dnem, zawijamy w ręczniki i czekamy aż ładnie ostygną.


RADA: Oczywiście takie pomidorki można wcinać już po ok 3 dniach, jednak radzę poczekać ok minimum miesiąc, są wtedy przepyszne! A i druga ważna informacja - nie wylewajcie oleju po tych pomidorkach! Jest niesamowicie smaczny, aromatyczny i świetnie nadaje się zamiast zwykłego oleju np do przygotowania sosu do pizzy.

I tu oczywiście ostatnie zdjęcie przedstawiające tegoroczną "sztraszną" edycję etykietek - Zmumifikowane pomidory? Czemu nie! Polecam bardzo serdecznie wypróbowanie tego przepisu, naprawdę warto.
Pozdrawiam cieplutko,
Żarłomira


środa, 16 listopada 2016

Sokowirówkowy DIY

Dzisiaj kilka słów o moim małym ZRÓB TO SAM :-)
Zmiana image smerfnej sokowirówki od Teściowej była jedną z decyzji, którą podjęłam praktycznie od momentu, jak ją tylko wyczyściłam i stanęłam na chwilę, by odpocząć ;-) Tak popatrzyłam i mówię - NIE! :-P Patrzeć na nią nie mogę, ale cenię bardzo, że jest sprawna i odwala swoją robotę że aż miło, jednak ten wygląd.. No i się zaczęło.
Pewnego pięknego dnia, jak jeszcze na podwórku było słonecznie i cieplutko, wywlokłam smerfa na wjazd garażowy, oczywiście wjazd wcześniej okryty folią, żeby szkód nie narobić. Taśmą malarską okleiłam elementy sokowirówki, których nie chciałam pomalować. Dodam, że podczas mycia sokówki użyłam ostrej części zmywaka, więc w sposób jak najbardziej naturalny zmatowiłam powierzchnię urządzenia. 
Do malowania użyłam dwóch farb w sprayu - czarnej matowej do karoserii samochodu oraz miedzianej dekoracyjnej do różnego typu powierzchni (tworzyw sztucznych, drewna, metalu itp). Stwierdziłam, że tego typu farby jak najbardziej sprawdzą się w nowych warunkach pracy.
Po równomiernym i kilkukrotnym pomalowaniu wszystkich elementów oraz ich wyschnięciu, wybrałam już miedziane "serducho" sokowirówy czyli jej napęd i obwiązałam dość gęsto, ciasno włóczką, by mogło stać się w późniejszym etapie najbardziej ozdobną częścią całego urządzenia. Niestety nie posiadałam gładkiego sznurka, więc musiałam zadowolić się takim włochatym, jednak mimo tego faktu, jak się później okazało, efekt końcowy był o dziwo zadowalający. Cały element pociągnęłam czarnym sprayem, delikatnie ściągnęłam sznurek z jego powierzchni i zostawiłam do całkowitego wyschnięcia. Potem wszystko złożyłam do kupy i proszę!
I jak tu się nie cieszyć, że ze smerfnego sokowirówkowego potworka przeistoczyła się w czarno-miedzianą prawie nówkę sztukę ;-)


Sporo roboty, ale opłacało się :-)

Pozdrawiam,
Żarłomira

poniedziałek, 14 listopada 2016

Wiejska grochówka

Jak mowa o grochówce, to tylko wiejska, z dużą ilością wędzonej kiełbachy, solidną dawką grochu i grubo ciętego ziemniaka! ;-) Przepis podstawami za Mamusiną radą, ale po własnych modyfikacjach smakowych.

Potrzebować będziesz:
  • 500 g grochu łuskanego w połówkach
  • 1-1,5 mniejszego pętaczka kiełbaski
  • ok 5-6 dorodnych sztuk ziemniaków
  • 1 średnia cebulka
  • 3 ząbki czosnku
  • łyżka stołowa majeranku
  • 1/2 płaskiej łyżeczki gałki muszkatołowej
  • 1/2 płaskiej łyżeczki (a nawet i więcej dla miłośników ostrości wszelkich) chili cayenne
  • 3 liście laurowe
  • 4-5 ziarenek ziela angielskiego
  •  sól i pieprz do smaku
Przygotowanie:
  1. Przebierz groch pozbywając się tych paskudnych sztuk, po czym zalej taką ilością wody, by w garnku przykryła ok 2 cm nad poziomem ziaren. Zacznij gotować. Po ok 5 minutkach gotowania dolej szklankę zimnej wody i znów zagotuj. Czynność powtarzaj kilkakrotnie, aż do uzyskania ok 3/5 zapełnienia garczka. Wtedy groch powinien już zacząć mięknąć, a jeżeli nie, to trzeba jeszcze dać mu chwilę gotowania. Po tym czasie dodaj liście laurowe, ziele, drobno posiekany czosnek, ok 1 płaską łyżkę soli, majeranek, nieco pieprzu.
  2. Cebulkę obierz z łupin i natnij ją w kształcie klawiaturowej gwiazdki po stronie "szczypioru", postaraj się nie naruszyć piętki, dzięki czemu nie rozpadnie się podczas gotowania i wrzuć do garnka. Obierz ziemniaki, umyj i pokrój w grubą kostkę, dodaj do garnka.
  3.  Kiełbaskę pokrój w kostkę, podsmaż mocno na patelni. Dodaj ją do zupki jak już ziemniaki nieco zmiękną, czyli po ok 10 minutach gotowania.
  4. Dodaj pozostałe przyprawy jak gałkę, chili, na koniec jeszcze nieco soli, pieprzu - tak, by Ci smakowało :-) Jeszcze potrzymaj na gazie jakieś 5 minutek i wyłącz. Zupka w ciągu ok 1/2h po zdjęciu z gazu powinna ładnie dojść smakowo, przy czym zawsze twierdzę, ze najlepsza jest drugiego dnia :-P 
Smacznego!



  

środa, 9 listopada 2016

Powidła śliwkowe w czekoladzie

W kolejce ustawiają się i śliwki, a raczej śliwkowy eksperyment :-)
Korzystałam z przepisu, a raczej starałam się wzorować na przepisie na powidła śliwkowe bez mieszania, jednak wszystko przepadło po kilku godzinach (nie licząc oczywiście 12 godzinnego nocnego odstania garkowego). Jestem w ogromnej większości przypadków szczęśliwą posiadaczką płyty indukcyjnej, która w swym działaniu różni się "nieco" od gazóweczki. W przypadku tej drugiej ładnie nastawiasz mały ogieniek i zawartość garusia ładnie pyrka, jednak z tą pierwszą nie jest to już taka oczywista oczywistość.. Dlatego też po ponad 5h wolnego gotowania indukcyjnego machnęłam na wszelkie zasady nie mieszania i co? WYMIESZAŁAM! Cholera mnie brała bo śliwki w górnej warstwie były w praktycznie nienaruszonej kondycji! Wrrrr pomyślałam, zwiększyłam moc mojej płytki i w ciągu 2h miałam pięknej konsystencji powidełka! I co, że musiałam sobie co czas jakiś pomachać łychą?! Mniej nerwów mnie to kosztowało :-P i czasu oczywiście. 
Ale wiecie co? Nie powiem, że nie wypróbuję leniwczego sposobu jeszcze raz, bo zrobię to na pewno przez zwykłą babską ciekawość, ale mam ogromną nadzieję, że tym razem cały proces przebiegnie bardziej pomyślnie.


Składniki:
  • 4 kg dużych ciemnych śliwek (odmiany, którą kupiłam nie jestem w stanie podać)
  • 700 g cukru
  • 3 łyżki octu
  • 1/2 tabliczki gorzkiej czekolady
Przygotowanie:

Śliwki dokładnie umyć, usunąć pestki i wrzucić do garnka warstwowo, przesypując kolejne cukrem, zaczynając od warstwy śliwek, kończąc warstwą cukru. Na koniec polać trzema łyżkami octu i odstawić na 12 godzin - najlepiej na noc bez przykrycia. Po tym czasie postawić na małym ogniu też bez pokrywki i pozwolić, by dochodziły do powidłowatej konsystencji przez ok 5-6h - pod żadnym pozorem nie mieszając!!!
Dla zainteresowanych, płytkę miałam na 4, bo pomyślałam że 5 na której gotuję zupy może okazać się zbyt intensywną mocą, ale sądząc po efektach pomyliłam się jakże baaaardzo...

Jak już pisałam, odczekałam przepisowy czas, podkręciłam moc płyty do 6 w skali 10 stopniowej i w ciągu 2h (nie zapominając o w miarę regularnym mieszaniu) miałam swoje upragnione powidełka. Po tym czasie wrzucamy czekoladę, mieszamy do momentu połączenia się obu składników, jeszcze chwile podgotowujemy i gorące przelewamy do wyparzonych słoiczków, mocno zakręcamy i odstawiamy do góry dnem pod przykryciem do całkowitego ostygnięcia.


Pomimo niewielkich, lecz jakże irytujących trudności otrzymałam przepyszne powidełka! Jednak szkoda, że śliweczki tak bardzo zmniejszają swoją objętość podczas gotowania i odparowywania, bo z kopiastego gara miałam tyci tyci końcowej pyszności.


Pozdrawiam bardzo cieplutko,
Żarłomira

piątek, 4 listopada 2016

Porzeczka czarna - dżemik

Listopad na blogu zaczynam od dżemiku z czarnej porzeczki - mrocznej jak sam miesiąc ;-)
Przepis prosty jak drut, bo prócz głównej bohaterki - czarnej porzeczki, potrzebowałam tylko cukru i dżemixu uniwersalnego 2:1.


 Składniki:
  • 1/2 kg czarnej porzeczki
  • 250 g cukru
  • 1/2 torebki mieszanki żelującej w proszku Dżemix uniwersalny 2:1

Sposób przygotowania:

Owocki porzeczki obrywamy z gałązeczek, myjemy, odszypułkowujemy i odstawiamy na trochę na durszlak do odcieknięcia z nadmiaru wody. Przekładamy do garnucha, rozdrabniamy łychą, posypujemy mieszanką i zagotowujemy ciągle mieszając. Po zagotowaniu wsypujemy cukier, znów zagotowujemy i utrzymujemy jeszcze przez ok. 2-3 minutki na małym ogieńku. Gorący dżemik przelewamy do wygotowanych i osuszonych słoiczków, zakręcamy i odstawiamy do góry dnem do całkowitego ostygnięcia. Ja dodatkowo opatulam słoiczki w ściereczki, żeby proces chłodzenia przebiegał nieco dłużej, dzięki czemu mam większą pewność, że nakrętka "chwyci" i słoiczek zaciągnie wieczko do środka.

Dżemuś wyszedł pyszniutki i słodziutki, no i oczywiście pierońsko gęsty jak na fajny dżem przystało.

PS: w tym roku miałam zajawkę na mroczne etykietki, stąd design i nazewnictwo przetworów - tak, tak, będzie tego więcej! ;-)

Pozdrawiam,
Żarłomira
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...